25
września 2009 r. Artykuł w "Gazecie Wyborczej" Trójmiasto - Źle się
dzieje w państwie sopockim
W ostatnich dniach sierpnia prezydent Karnowski wezwał Gałązkę na
dywanik i wyrzucił go z pracy. Gałązka czuje się bezceremonialnie
oskarżony o "szarogęszenie". Może dlatego, że prezydent zbyt późno
otrzymał zaproszenie na ostatnią imprezę, upamiętniającą 30. rocznicę
śmierci Edwarda Stachury?
Rok temu posadę menedżera Państwowej Galerii Sztuki w Sopocie objął
Marek Gałązka - animator kultury, głośny autor i wykonawca, kojarzący
się z brawurowymi wykonaniami piosenek Edwarda Stachury. W latach 80.
Gałązka prowadził sopocki klub Łajba, w którym schronienie znalazły
legendarne kapele Trójmiejskiej Sceny Alternatywnej. W latach 90.
dyrektorował słynnemu Przystankowi Olecko, przez który przewinęła się
cała czołówka krajowych scen popu i offu. Gałązka był związany z
Trójmiastem od zawsze: jego najnowszy album nosi sentymentalny tytuł "Tu
stacja Sopot". Wraz z pojawieniem się oleckiego barda ożyła lokalna
scena muzyczna, dotąd zdominowana przez nieznośną szmirę sopockich
popfestiwali oraz lakierowane produkcje Teatru Atelier. Gałązka zdążył
zorganizować cykl koncertowy pt. "Bard w galerii", prezentujący
największych twórców polskiej piosenki autorskiej (m.in. Andrzeja
Garczarka czy Janka Kondraka). Ów pomysł przerodził się w wydarzenie
większego kalibru, "Sopot Bard Meeting" - kilkugodzinne muzyczne
maratony w Operze Leśnej, w ramach których mieliśmy okazję usłyszeć
międzynarodowy zestaw artystów sceny (m.in. od Jacka Kleyffa i Leszka
Możdżera do Daniela Hertzova oraz Phoebe Killdeer). Marek miał ambitne
plany sprowadzenia do Sopotu artystów rangi Iggy'ego Popa tudzież Nicka
Cave'a Niestety.
W ostatnich dniach sierpnia prezydent Karnowski wezwał Gałązkę na
dywanik i wyrzucił go z pracy. Gałązka czuje się bezceremonialnie
oskarżony o "szarogęszenie". Może dlatego, że prezydent zbyt późno
otrzymał zaproszenie na ostatnią imprezę, upamiętniającą 30. rocznicę
śmierci Edwarda Stachury?
W istocie nasz sopocki władyka zachorował na syndrom Nerona: wydaje mu
się, iż wszystkie kreatywne inicjatywy, które nie pochodzą od niego
samego, są zagrożeniem dla jego autorytetu. Zatem Popa ani Cave'a w
Sopocie już nie obejrzymy. Obejrzymy natomiast wystawę bursztynu pana
Myrty. Brawo, panie Prezydencie. Oby tak dalej.
Prezydent Karnowski często powoływał się na asocjacje ze środowiskiem
ludzi sztuki. Szczególnie wtedy, kiedy potrzebował ich wsparcia.
Wsparcie implikuje lojalność i solidarność w obie strony - a my jesteśmy
solidarni, panie Prezydencie. Nie może Pan z głupia frant wyrzucać ludzi
z pracy czy wykopywać ich z artystycznych pracowni bez uświadomienia
sobie faktu, że zasiewa Pan następne ziarno publicznej dezaprobaty. Bo
my tu byliśmy, jesteśmy i będziemy - czego nie można można powiedzieć o
Pana prezydenturze. Dlatego musi się Pan z nami liczyć; nawet wtedy,
kiedy przestajemy sobie ściskać dłonie i uśmiechać się do strzelających
fleszy.
Ludzi z klasą poznaje się po tym, iż wiedzą, kiedy odejść. Darek
Michalczewski, znakomity bokser, potrafił. Powoli nadchodzi Pana czas:
na miłość boską, niech Pan da się zapamiętać jako rozsądny Salomon, a
nie oszalały Neron.
Powrót do aktualności |