Sopot Bards Meeting (Spotkanie bardów w Sopocie) 

 Kultura narodowa, podobnie jak gospodarka, potrzebuje zrównoważonego rozwoju. Czyli wolności, wielonurtowości i różnorodności. Dominacja np. formuły ludycznej zgraża rozwojowi form wysokich, skierowanych do mniejszości, ale dających produkt w pełni artystyczny, którego immanentnym składnikiem jest oryginalność.Oryginalność skierowana nie tylko na emoje, lecz i na intelekt. Cokolwiek by mówić o twórcach, półwiecznego ledwie, ruchu bardowskiego w Polsce, to trzeba stwierdzić, że „niepodległość estetyczna” oferty jest tu niemal stuprocentowa. Brakuje jedynie odpowiedniej obecności zjawiska w mediach, a przecież w sąsiednich Czechach jest zupełnie inaczej.
Takiego koncertu jak SBM jeszcze nie było. Owszem, były wydarzenia wielkie i legendarne jak Festiwal Piosenki Prawadziwej, ale tam wykonawcy byli wyłącznie krajowi. Są festiwale z bardzo liczną widownią: w Krakowie ( Studencki Festiwal Piosenki) i we Wrocławiu ( Przegląd Piosenki Aktorskiej ), ale tam występują w bardowskim repertuarze znani aktorzy i estradowcy. Jest typowo bardowski festiwal Bieszczadzkie Anioły, który gromadzi od 8 do 14 tysięcy ludzi na widowni, ale warunki występowania i uczestnictwa są spartańskie. Słowem, to co się zdarzyło mogło się stać tylko w Sopocie. Tu Polskim bardom po raz pierwszy dano nobilitującą scenę Opery Leśnej, perfekcyjne nagłośnienie i organizację, wreszcie - odpowiednią oprawę scenograficzną i świetlną. Po raz pierwszy dano kontekst zagraniczny. Na piętnastu wykonawców czworo to obcokrajowcy. To ważne. Niezbędne dla rozwoju – konfrontacja i wymiana doświadczeń ludzi z odległych nieraz Kontynentów ( Poebe Killdeer -Australia i Daniel Mostovoy –USA). Stąd też i angielska nazwa imprezy jest dobrze umotywowana, otwierająca wrota na świat.
Wilele tygodni przed spotkaniem pojawiły się plakaty w różnych miastach. Począwszy od Cisnej. Centrum Warszawy było pełne Sopotu. W eterze co chwilę ktoś zapraszał na SBM.Najwiekszą aktywność przejawiła Trójka i pr.I PR. Ośrodki regionalne powtarzały wieści. Gazety regionalne annonsowały wyjazd swoich reprezentantów. Wreszcie było jak powinno i tylko telewizji trochę było brak.
Zaczęło się niemal punktualnie o 17.00.Ponad tysięczna widownia zaproszonych i „zabiletowanych” uczestników powitał znakomity duet konferansjerów: Artur Andrus i Andrzej Poniedzielski. Ich obecność do końca wywoływała salwy śmiechu. Dobra zabawa i błyskotliwa inteligencja prowadzących pozwalała instalować się kolejnym zespołom w sposób niezauważalny.
Niektórych widzów, pamiętających początki bardowania w kraju, pewnie dziwiło nieco, że bard posługuje się wpółcześnie rozbudowanym instrumentarium. Było tak aż w czternastu przypadkach. Zespoły liczyły od trzech do sześciu muzyków. Najczęściej dobrych instrumentalistów o jazzowych korzeniach.Gitara klasyczna została całkowicie wyparta z użytku. Zastąpiła ją gitara elektryczna i elektroakustyczna. Jest silna ekspansja akordeonu i instrumentów klawiszowych. Prawie wszyscy używają basu i perkusji. Pojawiły się egzotyczne instrumenty ( niezwykłe perkusyjne utensylia - Phoebe Killdeer, cymbały- Tomas Kocko, mandolina elektryczna – Daniel Mostowoy).
Tematyka tekstów bardowskich powinna programowo dotykać spraw politycznych i społecznych. Tu zauważamy pewnego rodzaju odejście od tradycji. Większość wykonawców nie uznała bieżącego czasu za wyzwanie i zwróciła się w stronę liryki osobistej. Nurt zaangażowania podtrzymali udatnie Grzegorz Bukała, Tomasz Olszewski, Antoni Muracki i Piotr Bakal. Poziom tekstów: - od przyzwoitego na ogół, aż do wybitnego (Andrzej Garczarek).
Inny znacznie niż przed laty jest image barda. Raczej stoi przed widownią, a nie siedzi. Chętniej nawiązuje kontakt słowny ( Garczarek, Bukała, Muracki). Zapowiedzi ma przygotowane i dba o strój, przeważnie utrzymany w klasycznej elegancji. Pomimo iż kluczem do zaproszenia była metryka, lata debiutu czterdzieści i trzydzieści lat temu,najstarsze pokolenie bardów zadziwiało siłą głosów i sprawnością wokalną ( Krzysztoń, Bukała, Gałązka, Kleyff).
Wielką klasę pokazała gwiazda wieczoru, wspominana już Phoebe Killdeer. Obok niezwykłej urody skomplikowanych utworów, wokalnego mistrzostwa porównywalnego do klasy Bjork, pokazała teatralizację występu rodem z Toma Waitsa. To jakość u nas niespotykana, bo nieobecna w tradycji. Nowe pokolenie, to z bieżącego wieku, z pewnością nawiąże do tej stylistyki. Debiutująca w ubiegłym roku Gabriela Lencka, której występ w Sopocie jest zapowiedziany na pażdziernik, idzie dokładnie w tym kierunku.
Cudownym ornamentem był występ Leszka Możdżera. Jego udział miał charakter podwójnie ważny. Symbolizował tradycyjne związki poezji i muzyki jazzowej i zapowiadał łączenia tych dwóch światów w przyszłości. To dobry i inspirujący związek. Możdżer zagrał temat jednego z hymnów bardowskich, czyli Imagine Johna Lennona. Wielce czarowna to była robota, a nawiązując do tytułu utworu – wyobrażam sobie bez trudu szybką progresję SBM do rangi pierwszorzędnego, europejskiego wydarzenia. W Sopocie może się to udać.
Jako wykonawca, a przede wszystkim jako obserwator imprezy z ramienia redakcji pisma Piosenka, mogę jedynie pogratulować władzom miasta imprezy, podziękować za wsparcie finansowe, patronom honorowym pokłonić się za wsparcie duchowe i pozazdrościć tym, którzy zagrają w latach następnych na tej wyjątkowej ze wszechmiar imprezie.

Jan Kondrak
Sopot Bards Meeting. Opera Leśna w Sopocie.6 września 2008.Godziny od 17.00 – 01.00.Pomysł - Marek Gałązka. Organizacja - Bałtycka Agencja Artystyczna. Widzów ok.1 000.Wystąpili:Phoebe Kiilder ( Australia, Francja), Tatiana Bielanohaja ( Białoruś), Antonina Krzysztoń, Leszek Możdżer, Jacek Kleyff, Andrzej Garczarek, Grzegorz Bukała, Tomasz Olszewski, Antoni Muracki, Marek Gałazka, Jan Kondrak, Daniel Mostovoy (USA), Jerzy Stachura jr, Piotr Bakal, Tomas Kocko (Czechy).

Powrót do aktualności


Ostatnia zmiana: 16 września 2008 w@m